poniedziałek, 30 września 2013

Rozdział pierwszy: Nad jeziorem


"Życie jest jak pudełko czekoladek - nigdy nie wiesz, co ci się trafi." Winston Groom

   Jesienne liście opadały z drzew, słońce świeciło, ale dni stawały się coraz chłodniejsze. Uczniowie zaopatrywali się w cieplejsze ubrania, a większą część wolnego czasu spędzali w dormitorium przed kominkiem, ogrzewając zmarznięte dłonie po spacerze po szkolnych błoniach.Zaś innych rozgrzewała panująca w zamku atmosfera. W końcu to dzisiaj przyjadą uczniowie z innych szkół i rozpocznie się Turniej Trójmagiczny. Kordelia nie wiedziała dokładnie, co ma o tym myśleć, w szczególności, że miała coraz to więcej pracy domowej, w końcu w tym roku odbędą się SUMY i nauczyciele dawali im popalić. Czarownicę dręczyły też myśli o zbliżających się treningach quidditcha, bo przecież będzie to kolejne zajęcie.    Ach, tych zajęć coraz to więcej i więcej. 
   Poranek jak zwykle był dość leniwy dla Kordelii. Tak bardzo nie chciało jej się wstawać z łóżka, ale zauważyła, że w dormitorium nikogo już nie ma. Nie było ani Cho, ani Padmy. Zresztą wiele miejsc świeciło pustkami. Flynn przeciągnęła się i spojrzała w okno, świeciło słońce, ale na pewno dalej temperatura spadała. Czarownica szybko wskoczyła w swój szkolny mundurek i powędrowała do Wielkiej Sali na śniadanie. Tam byli już wszyscy. Tym razem stoły nie świeciły pustkami jak poprzedniego dnia. Tym razem pojawiły się i Padma i Cho. Może właśnie będzie okazja, aby się dowiedzieć, co tak wczoraj było tutaj podejrzanie pusto. Cho i Padma zawzięcie o czymś rozmawiały, że nawet nie zauważyły Kordelii, kiedy dosiadła się do nich i przywitała się z nimi.
       - Nie mogę się już doczekać! - krzyknęła entuzjastycznie Padma do Cho.
     - Ja też, ciekawe jak oni wyglądają - rozmarzyła się jedna z krukonek i skierowała wzrok w kierunku Kordelii - O Kordelia! Nie zauważyłam jak przyszłaś, zupełnie jakbyś się teleportowała - dodała po chwili i wzięła kęs naleśnika, który leżał już dłuższą chwilę na jej talerzu.
     - Dziękuję, że mi pomogłaś z pracą domową, nie wiem, jak ci się odwdzięczyć - odezwała się Padma i zaraz po tym zaczęła bawić się torebką od herbaty w swoim kubku. Kordelia jedynie mogła się domyślać, ze ich wczorajsze zniknięcie będzie związane z przyjazdem dzisiejszymi gośćmi. Wszyscy wokół o tym mówili. Dosłownie wszyscy. 
     - Nie ma sprawy - rzuciła szybko i chwyciła za tosta i sok dyniowy. Nie chciała wnikać w to, co dziewczyny robiły, w końcu nie chciała być w żaden sposób wścibska, czy coś. Zacznijmy od tego, że i tak była mało znana i niezbyt towarzyska. Informacje – co, gdzie, kiedy i jak robiły – jej nie obchodziły. .Co prawda jej ciekawość wzrastała, ale musiała się jakoś pohamować.
     - Wiesz, pomagałyśmy profesor McGonnagal - powiedziała Padma po chwili. Chyba jednak zauważyła, że Kordelia chciałaby się czegokolwiek dowiedzieć, albo po prostu musiała się podzielić tymi informacjami. Chęć porozmawiania zawsze przewyższa wszystko - No wiesz, musiałyśmy przygotować kilka sal dla uczniów z Durmstrangu i Beauxbatons - dodała po chwili.
     - Ach, to trzeba było mówić, to bym wam pomogła - odezwała się, kiedy już przełknęła swojego tosta. 
     - Nie trzeba było, Kordelio, było i tak dużo ludzi, nawet kilka Ślizgonów przyszło, aż się zdziwiłyśmy z Cho - powiedziała szeptem Padma, kiedy wspomniała o uczniach z Domu Węża.
   Flynn poczuła się nieco dziwnie, w końcu do pomocy zawsze jest chętna, zwłaszcza, że McGonnagal, bardzo ją lubiła, a tutaj nawet nic nie powiedziała o takich planach. Mogła cokolwiek napomknąć, cokolwiek. Przecież pani profesor tak często brała ją do pomocy, do czegokolwiek. Kordelia poczuła się tym nieco urażona. Spojrzała na stół grona pedagogicznego i lekko westchnęła. 
     - Już niedługo powinni tu być - powiedziała podekscytowana Padma. - Podobno z Durmstrangu ma być tutaj Wiktor Krum, jest najlepszym szukającym na świecie.
     - Ach, jak miło by z nim zagrać taki mecz quidditcha, prawda Kordelio? - odezwała się po chwili Cho. W końcu grają razem w reprezentacji Krukonów. 
Kordelia doskonale wiedziała, kim jest Wiktor i musiała przyznać, że był bardzo dobrym szukającym - no na pewno lepszym od Cho Chang - i fakt jej pomysł był dość interesujący. Można było sobie jedynie co pomarzyć o czymś takim. Co prawda panna Chang mogłaby się dużo od niego nauczyć, bo przecież oboje są szukającymi, a nie zapominajmy, że Kordelia jest jedynie pałkarzem - jego nauki poszłyby w las.        Najprawdopodobniej. 
   I w końcu goście zawitali w Hogwarcie. Wszyscy uczniowie byli bardzo podekscytowani, kiedy zobaczyli piękne francuskie uczennice i bułgarskich uczniów. Trzeba było przyznać, ze dyrektorka Beauxbatons robiła wrażenie, a jeszcze bardziej dyrektor Durmstrangu. Kiedy wszedł do Wielkiej Sali, całe pomieszczenie ogarnęły szepty uczniów. 
     - Igor Karkarow był kiedyś śmierciożercą... - wyszeptała Padma do Cho, co też dosłyszała Kordelia. U boku dyrektora Durmstrangu znajdował się nie kto inny, jak Wiktor Krum. Na żywo robił jeszcze większe wrażenie niż jak na fotografiach gazet. Ach, był naprawdę taki... męski? Tak to byłoby dobre określenie. Jednak trzy krukonki nie mogły zbyt długo nacieszyć się chwilą podziwiania uczniów Durmstrangu. Ich powitanie zakończyło się dość szybko i uczniowie musieli się rozejść na swoje zajęcia. A chęć poznania Wiktora Kruma narastała coraz bardziej.

* * *

     - Jak to możliwe, że Harry Potter dostał się do Turnieju Trójmagicznego?! - krzyknęła Lavender Brown podczas rozmowy z Padmą i Parvati Patil na błoniach. Cho Chang właśnie przyszła z Kordelią i usiadły tuż obok nich.
     - Mam nadzieję, że Cedrick wygra ten Turniej - wyszeptała skośnooka krukonka, patrząc na Padmę błagalnym wzrokiem, żeby poparła jej myśl. 
     - A ty to kto? - spojrzała Lavender na Kordelię i była w szoku, jakby dopiero co zobaczyła jakąś pierwszoroczną.
     - To Kordelia, przecież widujesz ją codziennie - powiedziała cicho Cho, patrząc na Kordelię, jakby prosiła ją o to, żeby stąd sobie poszła. Tak, tak. Nie była zbytnio towarzyska, przecież nikt ją nie znał, dlatego też wszelkie plotki i ploteczki nie mogły być przy niej wyjawiane. Dlatego też Flynn postanowiła dobrowolnie opuścić towarzystwo, zresztą nie przepadała za tą całą Lavender. Kordelia przeszła przez błonia, kierując się w stronę jeziora, tak znów dopadła ją samotność. Spacerując przy brzegu jeziora, napotkała Hermionę Granger, z którą uczęszczała na większość zajęć.
      - Och! Kordelia! Cześć - powiedziała Granger, jakby przed czymś lub kimś uciekała.
     - Mhm, witaj Hermiono - Kordelia uśmiechnęła się do niej i podniosła księgę, którą to przed chwilą upuściła na ziemię, nie to, żeby się wystraszyła Granger, tylko zaskoczyło ją spotkanie gryfonki.
     - Wybacz, śpieszę się, pewnie zobaczymy się na starożytnych runach? - zapytała Hemriona, ale Kordelia nawet nie zdołała jej odpowiedzieć, ta już pośpiesznie gnała w stronę zamku. Zapewne biegnie do Rona i Harry'ego - pomyślała Kordelia. Odwróciła wzrok od biegnącej Hermiony, by móc kontynuować spacer, kiedy to natknęła się na kolejną osobę, a jej księga znów wypadła z rąk.
     - Przepraszam - usłyszała męski głos i uniosła głowę do góry. To był nie kto inny, jak słynny Wiktor Krum.
     - To ja przepraszam, zagapiłam się... - wymamrotała po chwili, chcąc podnieść swoją księgę, jednak uczeń Durmstarngu szybko ją wyprzedził i wręczył jej upuszczoną książkę.
     - Znasz Hermionę Granger? - zapytał cichym głosem Bułgar. Miał niesamowicie dojrzały głos, był prawie o dwie głowy wyższy od Kordelii, niesamowicie zbudowany o ciemnych i jakże tajemniczych oczach.
     - Tak, tak - powiedziała po chwili. - Chodzę z nią na zajęcia. 
Zmieszana spojrzała za siebie, patrząc, jak Hermiona właśnie przekracza próg zamku. To pewnie przed nim tak pośpiesznie uciekała - pomyślała po chwili i znów nieśmiało spojrzała na Wiktora. Miała teraz szansę. Szansę, żeby zapytać go, czy miałby wolny czas, żeby pokazać Krukonom kilka sztuczek na boisku. Cho Chang byłaby zachwycona. Zresztą jak cała drużyna. Nie, nie odważę się - pomyślała. Chyba zżerał ją stres. 
     - Wspaniała czarownica - dodał Wiktor po dłuższej chwili i spojrzał na Kordelię. Tak naprawdę to ich wzrok spotkał się na jednej drodze po raz pierwszy. Skrzyżowanie tych ciemnych i tajemniczych oczu przeciwko szarym i jakże równie nieznanym, a jakże cichym. 
     - Tak, jest jedną z najlepszych uczennic - odparła na to Kordelia, po czym jednak stwierdziła, że nie chce dalej ciągnąć rozmowy o Hermionie Granger. - Przepraszam na mnie już czas. 
Minęła jedynie chwila, kiedy to Kordelia oddaliła się od Wiktora. Ich krótkie spotkanie było czymś więcej - Flynn uświadomiła sobie, że widocznie uczeń Durmstrangu poczuł miętę do gryfonki. Jednak jej chwila oddalenia przyniosła inny bieg zdarzeń, otóż Wiktor Krum skierował swój wzrok nie na uciekającą Granger, ale na tajemniczą krukonkę, której imienia nie zdołał poznać.

niedziela, 22 września 2013

Prolog

"Nigdy nie myślę o przyszłości, przychodzi ona wystarczająco szybko." Albert Einstein

   Pierwszy września tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątego drugiego roku, niewysoka, jedenastoletnia dziewczynka o długich blond włosach falujących po plecach nieśmiałym krokiem szła po peronie na King's Cross. Swoimi niebieskimi wielkimi oczami rozglądała się na prawo i lewo jakby szukała kogoś albo czegoś. Swoją ręką mocno trzymała sporo wyższego od siebie mężczyznę, widać było, że to jej ojciec. W końcu dziewczynka była tak niebiańsko do niego podobna. Te delikatne rysy twarzy, te oczy, włosy i lekko zadarty nos jak i lekko odstające uszy. Oboje szli i zbliżali się do peronu dziewiątego, a zaraz po prawej stronie był peron dziesiąty. Dziewczynka wiedziała co ma zrobić, a bynajmniej tylko w teorii, wiedziała to z opowieści ojca. Tylko d niego. Może dlatego też czuła lekki stres. Bała się, że coś nie wyjdzie, bała się, że jednak nie uda jej się przejść. 
- Córeczko - uśmiechnął się do niej ojciec i przytulił ją mocno do siebie - nie bój się, to nic strasznego - poprawił jej włosy, zawijając jeden z jej kosmyków za ucho. Kordelia Flynn spojrzała na ojca, jego słowa niezbyt ją pocieszyły, nie pomogły tak jak jemu by się to wydawało. Dalej wolała to wszystko przemilczeć, bała się choć już sama nie wiedziała czego tak naprawdę się boi. Młoda czarownica wzięła głęboki oddech, spojrzała na peron dziewiąty po lewej i peron dziesiąty, wiedziała, że musi się dostać na peron dziewięć i trzy czwarte. Raz, dwa, trzy - pomyślała i wbiegła w ścianę, w której jest magiczne przejście na peron, gdzie jest Hogwart Express. Udało się. 

Cztery lata później...

   Kordelia Flynn jest piętnastoletnią uczennicą Hogwartu, nosi niebieski krawat na znak tego, że jej domem jest Ravenclaw. Przede wszystkim dziewczyna nie jest zbytnio lubiana przez innych uczniów, ale mimo tego Kordelia przywykła do samotnych spacerów jak i samotnej nauki. Nieznajoma - mówią o niej. Ale jakoś ona sama nie bierze sobie tego do głowy. Albo może inaczej nie brała sobie do głowy, kiedy to na horyzoncie pojawiła się osoba, kiedy to po raz pierwszy Flynn poczuła coś dziwnego, motylki w brzuchu, których nie mogła powstrzymać. Nie wiedziała jednak, że to dopiero początek czegoś co może wywrócić jej życie do góry nogami, może nawet zniszczyć wszystko to na czym zawsze jej tak bardzo zależało. 

* * *

- Kordelia! - powiedziała szeptem Padma Patil do Flynn podczas lekcji transmutacji. Blond włosa dziewczyna odwróciła głowę w jej kierunku i lekko schyliła się, chcąc się dowiedzieć o co chodzi koleżance - Mogę mieć do Ciebie prośbę? - zapytała tak bardzo cicho, żeby nikt nie usłyszał jej pytania poza Luną, co chwile zerkała na McGonnagal, która jednak była nieco zajęta demonstrowaniem zaklęcia zamieniającego druzgotkę w pióro do pisania.
- Jaką? - Kordelia trochę się zdziwiła, zwykle Padma nie prosiła jej o pomoc, bądź jakąkolwiek przysługę, ich znajomość kończyła się jedynie na luźnych rozmowach.
- Mam dzisiaj coś ważnego do załatwienia i nie zdążę odrobić zadania z eliksirów, pomogłabyś? - oczywiście mówiąc "pomogłabyś", miała na myśli to, czy Kordelia odrobi za niej ową pracę domową. Jako, że Flynn była typem dość pomocnej, ba czasami nawet naiwnej dziewczyny zgodziła się bez wahania, nie wnikając co jej koleżanka ma tak ważnego do zrobienia, że nie będzie mogła odrobić pracy domowej dla profesora Snape. 
- Jako zadanie domowe, proszę napisać krótkie wypracowanie na temat przemieniania druzgotek w pióro za pomocą zaklęcia, które dzisiaj poznaliście - powiedziała na koniec McGonnagal po czym wszyscy uczniowie pozbierali swoje pergaminy, pióra i księgi i wyszli z sali do transmutacji. Padma Patil wybiegła pośpiesznie z sali, a Luna wyszła powoli za nią rozglądając się gdzie tak pośpiesznie pobiegła. No nic, w takim razie będzie musiała zrobić za nią tę pracę domową na eliksiry, w końcu lepiej pomocy innym nie odmawiać. Schowała wszystko do torby i ruszyła w stronę Wielkiej Sali, w końcu była pora obiadu. 
   Kordelia zasiadła przy stole Krukonów i zauważyła brak kilkoro uczniów, którzy to zwykle byli obecni podczas obiadu. Krukonka chwyciła za placek drobiowy z brokułami i nalała sobie soku dyniowego. Co tutaj takie pustki? Gdzie jest Cho Chang i Padma Patil? - pomyślała Kordelia krojąc kawałek placka. Rozejrzała się po Wielkiej Sali spoglądając na stół Gryfonów - tam również świeciło pustkami. Dziwne to bardzo, może to jakiś zbieg okoliczności? Albo Krukoni po prostu znowu coś kombinują i jak zwykle nic Kordelii nie powiedzieli o tym? Nie, żeby była taka ciekawska, ale postanowiła się dowiedzieć tego, czy nieobecność tych uczniów ma ze sobą jakiś związek.